W tym naszym, jeszcze bieżącym, roku.... akademiowym mieliśmy kilka wykładów, których tematem była wiara czy religijność.
Profesor Jan Hartman, inauguracyjnie, opowiedział nam o ateizmie z punktu widzenia filozofa.
Socjolog dr Radosław Tyrała przedstawił nam dane o rosnącym polskim ateizmie.
A ostatnio, na zoomowej platformie, filozof religii profesor Zbigniew Mikołejko, skrótowo przedstawiając temat współczesnej polskiej religijności, zostawił nas z wieloma pytaniami.
Gdzie znajduje się Polska, w porównaniu do innych krajów europejskich, ze swoją wiarą i religijnością?
Jak podchodzimy do zalecenia premiera obecnego rządu żeby się żarliwie modlić gdy grozi nam susza albo powodzie?
Dlaczego dokument "Zabawa w chowanego" wywołuje agresję i kończy się /np. w wersji łagodnej /oblaniem mlecznym napojem reżysera Sekielskiego?
Czy gdzieś, w Europie, istnieje takie zjawisko jak "nacjonalizm religijny"?
Profesor Mikołejko podkreślał, że to co nam przedstawil nie wyczerpuje całego zagadnienia polskiej współczesnej religijności.
O tym, że się obraz tej religijności zmienia widzimy też na podstawie danych statystycznych z badań europejskich.
Zainteresowała mnie informacja dotycząca Francji, kraju o pustych kościołach, w którym rośnie stopień głębokości wiary. I nie jest to zjawisko związane z islamem!
Spada religijność w sąsiadującej z nami Słowacji, rośnie za to na Litwie.
/Słowacja tak bardzo, pod względem religijnym, różniła się od Czech, nawet tuż po politycznym rozwodzie /.
Czy spadek zaufania do kościoła to przyczyna rosnącego zjawiska, które w socjologii określa się jako "religię intymności"?
Wykład był wielowątkowy. A poza tym bardzo sympatycznie nam się słuchało i rozmawiało z profesorem Mikolejką.
Zaprezentowały się też, wśród słuchaczy, frakcje kocie i psie.
Profesor, na początku spotkania, podzielił się anegdotą o tym jak optymista i pesymista widzą cmentarz.
Otóż : pesymista widzi tam krzyże a optymista same plusy..
Polak katolik pyta o godzinę
Moderator: pablo
Re: Polak katolik pyta o godzinę
Polak katolik pyta o godzinę.
Danymi statystycznymi dotyczącymi katolików w Polsce, które przedstawił Pan Profesor Zbigniew Mikołejko nie jestem zaskoczony. Od dawna obserwuję społeczności regionów mazurskiego, kujawsko-pomorskiego, lubelskiego czy pomorskiego z racji korzeni rodzinnych. Szczególnie bliska jest mi Lubelszczyzna. Pradziadowie lubelscy byli chłopami pańszczyźnianym w majątku Zamojskich i po uwłaszczeniu przez hrabiego Zamojskiego zostali na tamtych ziemiach. Ich dzieci także gospodarowały na roli, ale ich wnuki w większości poszły do miasta. Jestem dzieckiem tych miastowych. Wychowywałem się w mieście, a wakacje spędzałem na wsi u rodziny. W dorosłym życiu tęsknota za życiem poza miastem wróciła.
Przez lata byłem więc obserwatorem niełatwego życia, zaniedbań w rozwoju gospodarczym, zmian społecznych oraz wpływu Kościoła w tak zwanej Polsce B.
Po okresie transformacji gospodarczej widziałem narastającą tam niechęć przeciw liberałom.Nie mogłem się nadziwić, że tych problemów oraz ich skali nikt z rządzących liberałów nie widział.
Nie widzieli też roli jaką Kościół w takiej sytuacji odgrywał. Myślę, że każdy historyk miał wiedzę i świadomość, że utracona nadzieja ludzka może być bardzo łatwo wykorzystana, co też się stało.
Była szansa zbudowania nowoczesnej społeczności,"republiki obywatelskiej", w której było miejsce dla wszystkich niezależnie od zapatrywań politycznych czy światopoglądowych. Pycha spowodowała klęskę. Na myśl przychodzi mi tutaj przysłowiowy „złoty róg” z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Pytaniem jest dlaczego tak duża społeczność została odtrącona i nie włączona do budowania wspólnoty?. Transformacja ustrojowa dała nam wolność oraz spowodowała trudny, ale stosunkowo dynamiczny rozwój gospodarczy i społeczny. Szeroki dostęp do telewizji, coraz szerszy do Internetu oraz swoboda przemieszczania się w skali globalnej zmieniła w dużym uproszczeniu postawy Polaków wobec Kościoła, który nie nadąża za rozwojem społecznym i staje się coraz mniej atrakcyjny w zaspakajaniu potrzeb kulturowych, a tym samym jego rola społeczna słabnie i słabnie udział Polaków w życiu religijnym. Odbicie tego wszystkiego znajdziemy w wynikach badań, które przedstawił nam Pan Profesor.
W tej sytuacji nurtuje mnie pytanie, dlaczego 98% Polaków deklaruje, że są katolikami? Dlaczego część inteligencji staje się coraz głębiej wierząca? Czy katolicy staną się grupą mniejszościową i czy to może się zdarzyć?
Odpowiedź na te pytania znalazłem w słowie-klucz jakim jest„tradycja” ( łac.traditio), które oznacza przekazywanie z pokolenia na pokolenie obyczajów, norm społecznych, poglądów, wierzeń, sposobu myślenia i zachowania, uznanych przez daną zbiorowość za ważne dla jej współczesności i przyszłości. Tak długo jak będziemy celebrować Boże Narodzenie, Wielkanoc i Święto Zmarłych, tak długo będziemy "deklaratywnymi katolikami", którzy nigdy nie będą grupą mniejszościową. Tradycja powoduje też głębsze zainteresowanie religią u części inteligencji. Zaspakajanie potrzeb duchowych człowieka przybiera różne formy i kierunki, także religijne, niekoniecznie katolickie, np. buddyzm. Tradycja katolicka jest szczególnie silna w grupie, którą odtrącili liberałowie. W grupie tej jest też cichy gniew (grec. tymos) przeciw Kościołowi, spowodowany jego pychą, postawą moralną i stosowaniem praktyk wywodzących się z czasów pańszczyźnianych. Takie postępowanie Kościoła powoduje zjawiska, które widzieliśmy w wynikach badań socjologicznych omawianych przez Pana Profesora. Jest jeszcze inny powód dlaczego katolicy nie będą grupą mniejszościową dzisiaj. Otóż obecna „dobra zmiana” próbuje tworzyć nową tradycję budując społeczeństwo z nowymi elitami, szkolonymi między innymi w Toruniu. Można domniemywać, że stopniowo wdrażany jest"projekt teodemokracji" transponowany na warunki polskie. Pozycja Kościoła staje się dość znaczącą za cenę scedowania na rządzących "części swoich funkcji, funkcji związanych także z wiarą i moralnością" („religia smoleńska”). Zastanawiam się czy taki projekt ma szansę powstać w pełnym wymiarze w obecnej sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej? Czy nie powstaną grupy społeczne, odtrącone przez nowe elity w myśl zasady kto nie z nami ten przeciw nam? Czy nie zrodzi się nowy tymos? Czy znajdziemy inny sposób zachowania się w obliczu zagrożeń lub nieszczęść niż modły - ( „jak trwoga to do Boga”)?
Obecnie mój optymizm mocno słabnie, ale ciągle mam nadzieję, że jeszcze powstanie"republika obywatelska" .
Danymi statystycznymi dotyczącymi katolików w Polsce, które przedstawił Pan Profesor Zbigniew Mikołejko nie jestem zaskoczony. Od dawna obserwuję społeczności regionów mazurskiego, kujawsko-pomorskiego, lubelskiego czy pomorskiego z racji korzeni rodzinnych. Szczególnie bliska jest mi Lubelszczyzna. Pradziadowie lubelscy byli chłopami pańszczyźnianym w majątku Zamojskich i po uwłaszczeniu przez hrabiego Zamojskiego zostali na tamtych ziemiach. Ich dzieci także gospodarowały na roli, ale ich wnuki w większości poszły do miasta. Jestem dzieckiem tych miastowych. Wychowywałem się w mieście, a wakacje spędzałem na wsi u rodziny. W dorosłym życiu tęsknota za życiem poza miastem wróciła.
Przez lata byłem więc obserwatorem niełatwego życia, zaniedbań w rozwoju gospodarczym, zmian społecznych oraz wpływu Kościoła w tak zwanej Polsce B.
Po okresie transformacji gospodarczej widziałem narastającą tam niechęć przeciw liberałom.Nie mogłem się nadziwić, że tych problemów oraz ich skali nikt z rządzących liberałów nie widział.
Nie widzieli też roli jaką Kościół w takiej sytuacji odgrywał. Myślę, że każdy historyk miał wiedzę i świadomość, że utracona nadzieja ludzka może być bardzo łatwo wykorzystana, co też się stało.
Była szansa zbudowania nowoczesnej społeczności,"republiki obywatelskiej", w której było miejsce dla wszystkich niezależnie od zapatrywań politycznych czy światopoglądowych. Pycha spowodowała klęskę. Na myśl przychodzi mi tutaj przysłowiowy „złoty róg” z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Pytaniem jest dlaczego tak duża społeczność została odtrącona i nie włączona do budowania wspólnoty?. Transformacja ustrojowa dała nam wolność oraz spowodowała trudny, ale stosunkowo dynamiczny rozwój gospodarczy i społeczny. Szeroki dostęp do telewizji, coraz szerszy do Internetu oraz swoboda przemieszczania się w skali globalnej zmieniła w dużym uproszczeniu postawy Polaków wobec Kościoła, który nie nadąża za rozwojem społecznym i staje się coraz mniej atrakcyjny w zaspakajaniu potrzeb kulturowych, a tym samym jego rola społeczna słabnie i słabnie udział Polaków w życiu religijnym. Odbicie tego wszystkiego znajdziemy w wynikach badań, które przedstawił nam Pan Profesor.
W tej sytuacji nurtuje mnie pytanie, dlaczego 98% Polaków deklaruje, że są katolikami? Dlaczego część inteligencji staje się coraz głębiej wierząca? Czy katolicy staną się grupą mniejszościową i czy to może się zdarzyć?
Odpowiedź na te pytania znalazłem w słowie-klucz jakim jest„tradycja” ( łac.traditio), które oznacza przekazywanie z pokolenia na pokolenie obyczajów, norm społecznych, poglądów, wierzeń, sposobu myślenia i zachowania, uznanych przez daną zbiorowość za ważne dla jej współczesności i przyszłości. Tak długo jak będziemy celebrować Boże Narodzenie, Wielkanoc i Święto Zmarłych, tak długo będziemy "deklaratywnymi katolikami", którzy nigdy nie będą grupą mniejszościową. Tradycja powoduje też głębsze zainteresowanie religią u części inteligencji. Zaspakajanie potrzeb duchowych człowieka przybiera różne formy i kierunki, także religijne, niekoniecznie katolickie, np. buddyzm. Tradycja katolicka jest szczególnie silna w grupie, którą odtrącili liberałowie. W grupie tej jest też cichy gniew (grec. tymos) przeciw Kościołowi, spowodowany jego pychą, postawą moralną i stosowaniem praktyk wywodzących się z czasów pańszczyźnianych. Takie postępowanie Kościoła powoduje zjawiska, które widzieliśmy w wynikach badań socjologicznych omawianych przez Pana Profesora. Jest jeszcze inny powód dlaczego katolicy nie będą grupą mniejszościową dzisiaj. Otóż obecna „dobra zmiana” próbuje tworzyć nową tradycję budując społeczeństwo z nowymi elitami, szkolonymi między innymi w Toruniu. Można domniemywać, że stopniowo wdrażany jest"projekt teodemokracji" transponowany na warunki polskie. Pozycja Kościoła staje się dość znaczącą za cenę scedowania na rządzących "części swoich funkcji, funkcji związanych także z wiarą i moralnością" („religia smoleńska”). Zastanawiam się czy taki projekt ma szansę powstać w pełnym wymiarze w obecnej sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej? Czy nie powstaną grupy społeczne, odtrącone przez nowe elity w myśl zasady kto nie z nami ten przeciw nam? Czy nie zrodzi się nowy tymos? Czy znajdziemy inny sposób zachowania się w obliczu zagrożeń lub nieszczęść niż modły - ( „jak trwoga to do Boga”)?
Obecnie mój optymizm mocno słabnie, ale ciągle mam nadzieję, że jeszcze powstanie"republika obywatelska" .
Re: Polak katolik pyta o godzinę
Narazie gniew tych zaniedbanych ma się jak najlepiej co skwapliwie wykorzystują rządzący wespół w zespół z KK.
Edukacja w czasach słusznie minionych była na wyższym poziomie niż obecnie.
Profesor Mikołejko zawsze podkreśla obecną rolę ogromnego zaniedbania właśnie w sferze "paidea".
Być jak Finlandia.. Dobrze wynagradzani nauczyciele, świetne efekty nauczania. Ale co to za twór.. Kobiety w rządzie.. Chrześcijanie ale jacyś dziwni bo protestanci...
Edukacja w czasach słusznie minionych była na wyższym poziomie niż obecnie.
Profesor Mikołejko zawsze podkreśla obecną rolę ogromnego zaniedbania właśnie w sferze "paidea".
Być jak Finlandia.. Dobrze wynagradzani nauczyciele, świetne efekty nauczania. Ale co to za twór.. Kobiety w rządzie.. Chrześcijanie ale jacyś dziwni bo protestanci...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość