Z Warszawy wróciliśmy co prawda dopiero o 4.00 nad ranem, ale mam nadzieję, że (nie tylko w moim mniemaniu) warto było się nieco pomęczyć. Spektakl był świetny. Oczywiście przedstawienia Warlikowskiego mają swój niespieszny rytm, który może niektórych nieco irytować (spektakl trwał 3,5 godziny!), ale ten rytm ma również działania hipnotyzujące, pozwala wejść w świat postaci i zanurzyć się głęboko w rzeczywistości, która dzieje się na scenie.
Spektakl zbiegł nam się nieoczekiwania z tematem wykładu inauguracyjnego (o szczęściu). Dla bohaterów egzystencja, którą prowadzą jest nieznośna, to mdława maligna, z której wszyscy chcieliby jak najszybciej uciec. Gdzie? Choćby do Szwajcarii. Czego im brakuje? Może poczucia sensu? Może poczucia wykorzystania życiowych szans? Może głębszych relacji z innymi? Może miłości? W zasadzie trudno powiedzieć. Szamoczą się w tym swoim nieudanym życiu jak ryby złapane do sieci. Mamy wrażenie, że gdziekolwiek uciekną i tak będą nieszczęśliwi i niespełnieni. Że samo życie wywołuje mdłości, na które nie ma lekarstwa. I że jedynym sposobem, aby zaznać spokoju, jest po prostu umrzeć. I po kolei każda z postaci umiera...
Jedna ze starszych, doświadczonych kobiet, tak komentuje życie młodej dziewczyny, która płacze nad tym, że jeszcze niczego w życiu nie doświadczyła: Przez 5 lat będzie płakać nad tym, że nie ma męża, jak go już znajdzie, 10 lat będzie płakać nad tym, że z nim się związała, potem będzie płakać nad swoimi dziećmi, jak umrze mąż, będzie płakać 10 lat , że go straciła i tak dożyje stara dziwka w tym mazgajstwie do 85 roku życia . Tak więc generalnie płaczemy nad tym, czego nie mamy lub nad tym, co mamy; nad tym czego nie doświadczyliśmy i nad tym, co było naszym doświadczeniem; nad marzeniami, których nie udało się spełnić i nad tymi, które spełniliśmy.
Odnotujmy świetne aktorstwo. Na scenie aż roiło się od gwiazd. Była Jadwiga Jankowska-Cieślak, Maja Ostaszewska, Dorota Kolak, Agata Buzek (rewelacyjna!), Ewa Dałkowska, Andrzej Chyra, Wojciech Kalarus, Marek Kalita, Zygmunt Malanowicz, Maciej Stuhr, Jacek Poniedziałek. Wystarczy.
Agata Buzek (grała prostytutkę) miała świetny monolog o zwiedzaniu Europy, który można by odnieść do... niektórych naszych wycieczek . Szło to mniej więcej tak. W Szwajcarii, a może we Francji, zwiedzaliśmy kościoły i muzea, muzea i kościoły, jeden kościół miał wieżyczkę, a drugi nie miał,a może na odwrót. Ale oczywiście było rewelacyjnie! Zwiedzaliśmy też kabaret w Szwajcarii, a może nie, to było we Francji. A może w Szwajcarii. Było jezioro, na jeziorze był kościół, w kościele było muzeum, a w muzeum był kabaret. Nic nie rozumiałam z tego co mówił przewodnik, ciągali nas jak bydło po tych muzeach i kościołach, kościołach i muzeach. Ale oczywiście było rewelacyjnie.
Następny cel naszego Autobusu do kultury to... Koszalin i spektakl Aktorzy Koszalińscy, czyli komedia prowincjonalna.. Ale to już w przyszłym roku.
Wyjeżdżamy w reż. Krzysztofa Warlikowskiego
Moderator: pablo
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość