Wykład prof. Zbigniewa Mikołejki
: 6 maja 2010, o 08:16
Jakże cenić odzyskaną niepodległość, jeśli nie została ona okupioną krwią? Dlatego tak wiele osób kwestionuje dorobek ostatnich dwudziestu lat. Nie ma ofiar, nie ma grobów, na których mogłaby zostać ufundowana nasza wolność, więc wszystko nieważne, podejrzane, trzeba zacząć od nowa... Na pewno był spisek, układ, tajne porozumienie.
Pytanie, czy jesteśmy w stanie zmienić naszą mentalność, zbudować inny model nowoczesnego patriotyzmu, który nie wymaga ofiar? Trochę się obawiam, że jak odrzucimy cały ten romantyczny entourage, te straceńcze gesty i brawurę, którą nazywamy ułańską fantazją, to niewiele nam już zostanie...
Kiedy jeździliśmy z dr. Friedrichem po Gdańsku, autokar wjechał w małą uliczkę we Wrzeszczu, na końcu której był mostek.
Znak informował, że dopuszczalna waga pojazdów, które mogą tamtędy przejechać to 10 ton. A nasz autokar miał 18. Oczywiście przejechaliśmy, bo przecież nie będziemy się cofać. Były żarty, śmiechy. "Przód przejechał, ale sprawdźmy, czy nam tył nie został". Zapewne te 8 ton nie robi różnicy i mostek jest w stanie to wytrzymać, ale założę się, że Niemiec, Szwed czy Francuz by się cofnął i tamtędy nie jechał. Ale my nie potrafimy inaczej...
No i to powiązanie lęku przed śmiercią z lękiem przed Innym, o czym mówił Profesor. Nam Polakom śmierć się nie przytrafia ot tak jak innym nacjom. Nam śmierć zostaje zadana z rąk Innego, Obcego. Nieważne, że mgła, chmury, brak planu awaryjnego. Błąd pilotów (polskich pilotów!) też nie wchodzi w grę. No bo jakże tak podejrzewać polskiego lotnika o takie rzeczy! To sprawka Onych, Obcych. Rosjan, Niemców, a najpewniej Żydów...
I nie umiemy chyba przeżywać śmierci indywidualnie. W grupie, w tłumie jest raźniej, cieplej, bezpieczniej. I tak nie boli.
A powinno zaboleć...
Pytanie, czy jesteśmy w stanie zmienić naszą mentalność, zbudować inny model nowoczesnego patriotyzmu, który nie wymaga ofiar? Trochę się obawiam, że jak odrzucimy cały ten romantyczny entourage, te straceńcze gesty i brawurę, którą nazywamy ułańską fantazją, to niewiele nam już zostanie...
Kiedy jeździliśmy z dr. Friedrichem po Gdańsku, autokar wjechał w małą uliczkę we Wrzeszczu, na końcu której był mostek.
Znak informował, że dopuszczalna waga pojazdów, które mogą tamtędy przejechać to 10 ton. A nasz autokar miał 18. Oczywiście przejechaliśmy, bo przecież nie będziemy się cofać. Były żarty, śmiechy. "Przód przejechał, ale sprawdźmy, czy nam tył nie został". Zapewne te 8 ton nie robi różnicy i mostek jest w stanie to wytrzymać, ale założę się, że Niemiec, Szwed czy Francuz by się cofnął i tamtędy nie jechał. Ale my nie potrafimy inaczej...
No i to powiązanie lęku przed śmiercią z lękiem przed Innym, o czym mówił Profesor. Nam Polakom śmierć się nie przytrafia ot tak jak innym nacjom. Nam śmierć zostaje zadana z rąk Innego, Obcego. Nieważne, że mgła, chmury, brak planu awaryjnego. Błąd pilotów (polskich pilotów!) też nie wchodzi w grę. No bo jakże tak podejrzewać polskiego lotnika o takie rzeczy! To sprawka Onych, Obcych. Rosjan, Niemców, a najpewniej Żydów...
I nie umiemy chyba przeżywać śmierci indywidualnie. W grupie, w tłumie jest raźniej, cieplej, bezpieczniej. I tak nie boli.
A powinno zaboleć...