Kōbō Abe, Kobieta z wydm
: 17 paź 2022, o 06:25
Książka niewątpliwie arcydzielna. Z ducha kafkowska, choć nie tak jak dzieło Kafki oniryczna i nie tak porażająca. Józef K. jednak ginie, a bohater Kōbō Abe wyrywa się z matni i w tym czarnym tunelu, w którym się bezładnie miotał, dostrzega jednak światełko...
Choć nie wszyscy z nas byli co do tego zgodni. Ścierały się ze sobą dwie interpretacje powieści. W jednej z nich bohater jest uwięziony, stłamszony, zagarnięty przez okrutną społeczność, która zabiera mu wolność i zmusza do niewolniczej i bezsensownej pracy. Wedle drugiej interpretacji - do bohatera dociera, że nasze życie to właśnie codzienne i uciążliwe przesypywanie piasku. Można oczywiście popaść z tego powodu w rozpacz lub poddawać się iluzji, że jest z tej sytuacji jakiejś wyjście (a przecież nie ma) albo znaleźć w tym jakiś sens. Bohater ten sens na końcu znajduje.
Dlaczego powieść nosi tytuł "Kobieta z wydm" skoro to nie ona jest jej głównym bohaterem? Bo ona tę istotę ludzkiej egzystencji pojęła wcześniej. Nie szarpie się, nie rzuca, nie próbuje się z tej matni wyrwać, bo wie, że to nie ma najmniejszego sensu.
Bohater książki nie przypadkiem ma lat 31 (Józef K. też ma lat 30; przypomnijmy, że Jezus, kiedy zaczął swoje nauczanie też był w tym wieku). W wieku 30 lat mężczyzna powinien już wiedzieć, o co w życiu chodzi (kobiety wiedzą to już znacznie wcześniej), nie powinien się już zachowywać jak niedojrzały chłopiec. Można potraktować powieść Abe jako zapis procesu dojrzewania.
Ja zaryzykowałbym może nieco karkołomną interpretację tej książki. Życie bohatera nie dzieli się na życie przed uwięzieniem w wiosce i po. To jest jedno i to samo życie. Tylko w pewnym momencie otwierają mu się oczy, zaczyna pękać iluzja, którą się długie lata karmił. To, czemu nadawał jakiś inny sens, zaczyna się jawić jako bezsensowne przesypywanie piasku (może nie takie bezsensowne, bo od tego zależy przecież jego egzystencja). Następuje moment przebudzenia i szoku. Szarpie się, miota, w końcu znajduje rozwiązanie. "Trzeba zobaczyć Syzyfa szczęśliwym" - pisał Albert Camus. Kōbō Abe nam takiego szczęśliwego Syzyfa właśnie pokazuje...
Choć nie wszyscy z nas byli co do tego zgodni. Ścierały się ze sobą dwie interpretacje powieści. W jednej z nich bohater jest uwięziony, stłamszony, zagarnięty przez okrutną społeczność, która zabiera mu wolność i zmusza do niewolniczej i bezsensownej pracy. Wedle drugiej interpretacji - do bohatera dociera, że nasze życie to właśnie codzienne i uciążliwe przesypywanie piasku. Można oczywiście popaść z tego powodu w rozpacz lub poddawać się iluzji, że jest z tej sytuacji jakiejś wyjście (a przecież nie ma) albo znaleźć w tym jakiś sens. Bohater ten sens na końcu znajduje.
Dlaczego powieść nosi tytuł "Kobieta z wydm" skoro to nie ona jest jej głównym bohaterem? Bo ona tę istotę ludzkiej egzystencji pojęła wcześniej. Nie szarpie się, nie rzuca, nie próbuje się z tej matni wyrwać, bo wie, że to nie ma najmniejszego sensu.
Bohater książki nie przypadkiem ma lat 31 (Józef K. też ma lat 30; przypomnijmy, że Jezus, kiedy zaczął swoje nauczanie też był w tym wieku). W wieku 30 lat mężczyzna powinien już wiedzieć, o co w życiu chodzi (kobiety wiedzą to już znacznie wcześniej), nie powinien się już zachowywać jak niedojrzały chłopiec. Można potraktować powieść Abe jako zapis procesu dojrzewania.
Ja zaryzykowałbym może nieco karkołomną interpretację tej książki. Życie bohatera nie dzieli się na życie przed uwięzieniem w wiosce i po. To jest jedno i to samo życie. Tylko w pewnym momencie otwierają mu się oczy, zaczyna pękać iluzja, którą się długie lata karmił. To, czemu nadawał jakiś inny sens, zaczyna się jawić jako bezsensowne przesypywanie piasku (może nie takie bezsensowne, bo od tego zależy przecież jego egzystencja). Następuje moment przebudzenia i szoku. Szarpie się, miota, w końcu znajduje rozwiązanie. "Trzeba zobaczyć Syzyfa szczęśliwym" - pisał Albert Camus. Kōbō Abe nam takiego szczęśliwego Syzyfa właśnie pokazuje...