K. w Teatrze Polskim w Poznaniu
: 8 sty 2018, o 08:58
Rok 2019. Politycy czekają na wyniki wyborów. Niecierpliwią się, bo z powodu kłopotów technicznych, rezultaty wciąż się nie pojawiają. W końcu są. Okazuje się, że wygrywa PO, a PiS ze sporą stratą jest na drugim miejscu. Na trzecim miejscu partia komików. W obozie opozycji radość. - Wrócimy wreszcie do dawnych rytuałów, będzie jak dawniej. Poranna "Gazeta Wyborcza" i kawka - cieszy się Duch Unii Wolności (rewelacyjna w tej roli Joanna Drozda). Ale z rządzącej partii wychodzą demony. - Zabijemy K., oskarżamy o to morderstwo totalną opozycję i przejmiemy władzę - ogłasza ciemny typ skąpany we krwi (dosłownie), który rzuca na stół wątroby wyrwane na ulicy przeciwnikom dotychczasowej władzy. Ale kiedy już oblewają K. benzyną i chcą go podpalić, sytuacja gruntownie się zmienia. Okazuje się, że wyniki się nagle zmieniły. K. wraca do gry. I z satysfakcją ogłasza to Donaldowi (świetny Jacek Poniedziałek). Morał z tej bajki? Nie ma dla nas znikąd ratunku. Jeśli PIS bezkarnie łamie Konstytucję, to dlaczego nie miałoby sfałszować (lub unieważnić) kolejnych wyborów? Elity polityczne się zdegenerowały, dbają wyłącznie o własny interes. Bandy idiotów, otaczające czołowych polityków, zrobią wszystko, aby zapewnić sobie dobrobyt, a ludem można manipulować. A ci co krzyczą na ulicy? Niech sobie krzyczą, ten krzyk nie ma żadnego znaczenia. Jest w sztuce postać dziewczyny, która miota się z kąta w kąt z tasakiem w dłoni, prosi, aby ją wysłuchano, że ona nie chce żyć cudzymi problemami i kompleksami, bo co ją przecież obchodzą skomplikowane relacje K. z matką, to, że K. boi się chodzić sam po ulicy, jego kompleksy i zahamowania, ale nikt tej dziewczyny nie słucha. Bo K. narzuca nam swój sposób patrzenia na rzeczywistość. Jego problemy stają się naszymi, choć tego nie chcemy, rzygamy tym, ale z tego zaklętego kręgu nie ma wyjścia. Dziewczyna mówi w końcu. - Ustaliliśmy, że nie będziemy podpalać się pojedynczo, ale zbiorowo, to na pewno zrobi większe wrażenie. Mieliśmy ciągnąć zapałki, ale stchórzyłam...
Ale pewnie to zbiorowe podpalenie też na nikim wrażenia by nie zrobiło...
Nie wiem, czy to dobry pomysł, aby jeździć na przedstawienia zaangażowane społecznie i politycznie, bo potem żyje się jeszcze ciężej. Może następnym razem pojedziemy na jakąś wesołą farsę. Albo na "Pchłę Szachrajkę" .
Ale pewnie to zbiorowe podpalenie też na nikim wrażenia by nie zrobiło...
Nie wiem, czy to dobry pomysł, aby jeździć na przedstawienia zaangażowane społecznie i politycznie, bo potem żyje się jeszcze ciężej. Może następnym razem pojedziemy na jakąś wesołą farsę. Albo na "Pchłę Szachrajkę" .