Wyprawa sandomierska z prof. Mikołejką
: 8 wrz 2014, o 09:47
Na gorąco i półśpiąco, bo wróciliśmy przed 1.00 w nocy . Dla mnie to była jedna z najciekawszych i najbardziej udanych wycieczek Akademii 30+. Źródło sukcesu leży pewnie we właściwych proporcjach między aktywnościami intelektualnymi i towarzyskimi. Rytm tego naszego wojażu był niespieszny (jakże się tu spieszyć w Sandomierzu), ale też nie leniwy. Dawka wiedzy i refleksji ogromna, ale bez uczucia przesytu.
Spodobało mi się niezwykle to, co Profesor powiedział nam na koniec. Że często stosunek do Polski rozpięty jest między wulgarnym nacjonalizmem i równie wulgarnym uniwersalizmem. Albo Polskę gloryfikujemy, albo deprecjonujemy. A rozsądnie jest ją po prostu odkrywać (a jest co ), sprawiać, żeby to było nasze miejsce, na tym odkrywaniu wreszcie budować swoją pogłębioną tożsamość (te enumeracje to niewątpliwy wpływ prozy Sabiny Dydo ).
Świetny było pomysł Profesora, aby zapoznać każdego uczestnika wyprawy z rodzajem śmierci, która zakończy jego ziemskie bytowanie (ja mam szczęście, umrę w łóżku, ale większość zostanie pożarta przez dzikie zwierzęta, przekłuta włóczniami, zrzucona ze skał, spalona itp.). Jak dojdę nieco do siebie, wyjaśnię osobom niezorientowanym w czym rzecz (chyba, że Bianka mnie uprzedzi).
No i fantastyczny był nocny pochód z latarkami po Wąwozie św. Jadwigi, co nie znaczy, że inne atrakcje fantastyczne nie były, w czym ogromna, wyłączna i niewątpliwa zasługa Pana Profesora. Amen. Idę spać.
A za rok (co już ustalone) ruszamy na szlak piastowski .
Spodobało mi się niezwykle to, co Profesor powiedział nam na koniec. Że często stosunek do Polski rozpięty jest między wulgarnym nacjonalizmem i równie wulgarnym uniwersalizmem. Albo Polskę gloryfikujemy, albo deprecjonujemy. A rozsądnie jest ją po prostu odkrywać (a jest co ), sprawiać, żeby to było nasze miejsce, na tym odkrywaniu wreszcie budować swoją pogłębioną tożsamość (te enumeracje to niewątpliwy wpływ prozy Sabiny Dydo ).
Świetny było pomysł Profesora, aby zapoznać każdego uczestnika wyprawy z rodzajem śmierci, która zakończy jego ziemskie bytowanie (ja mam szczęście, umrę w łóżku, ale większość zostanie pożarta przez dzikie zwierzęta, przekłuta włóczniami, zrzucona ze skał, spalona itp.). Jak dojdę nieco do siebie, wyjaśnię osobom niezorientowanym w czym rzecz (chyba, że Bianka mnie uprzedzi).
No i fantastyczny był nocny pochód z latarkami po Wąwozie św. Jadwigi, co nie znaczy, że inne atrakcje fantastyczne nie były, w czym ogromna, wyłączna i niewątpliwa zasługa Pana Profesora. Amen. Idę spać.
A za rok (co już ustalone) ruszamy na szlak piastowski .