Będzie subiektywnie, czyli osobiście i nieprofesjonalnie, ale za to z pełnym przekonaniem. Czyli - jak zwykle
Otóż mam takie wrażenie, ze się sztuka bardzo spolaryzowała na feministyczną (którą jakoś bardziej czuję) i maskulinistyczną (mniej trochę..., czyli - prawidłowo
)
I tak: już na wejściu się oburzyłam, bo zjawisko "wysadzania miasta" jest, pewnie, nie pod identyczną nazwą, dobrze znane w zachodniej Europie. "Partyzantka ogrodnicza" używa bomb nasiennych od (-nastu, dwudziestukilku?) lat i trochę się poczułam oszukana. Nie jestem pewna, czy to wyczerpuje znamiona plagiatu, ale słabo, słabo... Nie lubię podpisywania się pod cudzymi pomysłami.
Kawalerka jest rzeczywiście poruszająca. Nie tyle cień na ścianie, co Wirginia Woolf mi dostarczyła kontekstu. Dla młodego Irakijczyka to (dramatycznie upraszczając) problem wyobcowania, samotności i oderwania się od dużej, wspierającej (opierającej i karmiącej - wysiłkiem matki i sióstr) rodziny, dla europejskiej emancypantki, to "własny pokój". Symbol wywalczonej niezależności i samostanowienia. Taka różnica.
Chińska tortura kapiącym mlekiem. Znowu arabskie historie (choć nie awantury
) Po pierwsze - piękna, pionowa kompozycja i ujmujący pomysł. Po drugie - owszem, dramatyczna historia, a jednak... Artysta myknął do Londynu i cierpiał na tamtejszym bruku, zaś narzeczona z nieślubnym dzieckiem (!!!!!) została w Iraku. OK, rozłąka jest przykra, ale jakbym miała wybierać, wolałabym być w Londynie (zwłaszcza z nieślubnym dzieckiem). Taka różnica...
No, jakoś mnie nie rozczulają te historie.
Wycieczka/ucieczka w Polskę.... oj, da dana... Jak miałam 17 lat i wyruszyłam na wędrówkę z moim zastępem harcerek ( jeszcze młodszych ode mnie - olaboga! kto mi na to pozwolił !?!) - miałam identyczne odczucia. Ale miałam 17 lat... Tego przekazu też teraz nie czuję. Łol na fejsie bywa bardziej przekonujący czasem niż ten łol... (ale może jestem źle i zbyt krytycznie nastawiona)
Julita Wójcik zrobiła na mnie wrażenie! Jak zazwyczaj.
Haftowanie piachu - bardzo rozumiem, mam to na codzień, tylko nie tak ładnie
Tajski teatr cieni mogłabym mieć na ścianie, tak jak dyspersję gorącego w zimnym.
I jeszcze taka refleksja. Piękno, które już nie jest warunkiem koniecznym sztuki, ma dla mnie coraz większą wartość.
Wrażenie spolaryzowania może być podszyte dzikim genderem, nie wykluczam...
W sobotę zupa z lebiody. Może mi się jeszcze pogorszyć...
A'propos życiodajnych chwastów, jest taki, bardzo ciekawy projekt Karoliny Brzuzan "Głodowa książka kucharska" - polecam, poruszający.