DEKADY 70.
: 18 lut 2014, o 20:09
No, dobra...
Przeczytałam dziś na Facebooku post na temat "Dekad" i się zdziwiłam!
Przede wszystkim, jestem zachwycona poziomem wykładów i zaangażowaniem dr. Friedricha, wobec którego nietaktem jest czepianie się kilkuminutowego spóźnienia, i (o zgrozo!) przedłużania wykładów! Ludzie, dostajecie 30% wykładu gratis i jeszcze jęczycie!!!
Zwłaszcza mnie to zirytowało wobec ustawicznego trzaskania drzwiami, a to spóźnionych, a to ewakuujących się grubo przed puentą, słuchaczy... Już od jakiegoś czasu sporo mnie kosztuje powstrzymywanie się od komentarzy na temat tych spóźnień (bywa, że i 30-minutowych) i, co gorsza, wyjść przed końcem wykładów. Mnie to rozprasza, ale, pal sześć, głównie mam poczucie obciachu przed wykładowcami, którzy dają z siebie sporo (jak Jacek Friedrich), a często musieli przebyć spory kawał drogi, żeby do nas dotrzeć. Czy jeszcze komuś to przeszkadza, czy tylko ja mam z tym problem?
Nikogo nie tłumaczy żaden "tramwaj". Wielokrotnie się deklarowałam, że podwiozę chętnych. Chętnych brak, czyli problem komunikacyjny nie istnieje...
Jeszcze raz oferuję swoją pomoc transportową i wiem, że są inni skorzy do tego samego.
Obawiam się jednak, że ciężkostrawne czasy powojenne muszą być mniej komercyjne, niż (fantastyczny, przecież) barok... Stąd mniejsza ilość słuchaczy. Ten cykl jest trochę bardziej wymagający, i, jak to zwykle w takich okolicznościach bywa, chętnych jest mniej.
Trochę sobie pozwalałam kręcić nosem na brak sztuk "innych", ale uważam, że to jeden z najciekawszych cykli wykładów w Akademii.
Przeczytałam dziś na Facebooku post na temat "Dekad" i się zdziwiłam!
Przede wszystkim, jestem zachwycona poziomem wykładów i zaangażowaniem dr. Friedricha, wobec którego nietaktem jest czepianie się kilkuminutowego spóźnienia, i (o zgrozo!) przedłużania wykładów! Ludzie, dostajecie 30% wykładu gratis i jeszcze jęczycie!!!
Zwłaszcza mnie to zirytowało wobec ustawicznego trzaskania drzwiami, a to spóźnionych, a to ewakuujących się grubo przed puentą, słuchaczy... Już od jakiegoś czasu sporo mnie kosztuje powstrzymywanie się od komentarzy na temat tych spóźnień (bywa, że i 30-minutowych) i, co gorsza, wyjść przed końcem wykładów. Mnie to rozprasza, ale, pal sześć, głównie mam poczucie obciachu przed wykładowcami, którzy dają z siebie sporo (jak Jacek Friedrich), a często musieli przebyć spory kawał drogi, żeby do nas dotrzeć. Czy jeszcze komuś to przeszkadza, czy tylko ja mam z tym problem?
Nikogo nie tłumaczy żaden "tramwaj". Wielokrotnie się deklarowałam, że podwiozę chętnych. Chętnych brak, czyli problem komunikacyjny nie istnieje...
Jeszcze raz oferuję swoją pomoc transportową i wiem, że są inni skorzy do tego samego.
Obawiam się jednak, że ciężkostrawne czasy powojenne muszą być mniej komercyjne, niż (fantastyczny, przecież) barok... Stąd mniejsza ilość słuchaczy. Ten cykl jest trochę bardziej wymagający, i, jak to zwykle w takich okolicznościach bywa, chętnych jest mniej.
Trochę sobie pozwalałam kręcić nosem na brak sztuk "innych", ale uważam, że to jeden z najciekawszych cykli wykładów w Akademii.