Zielona szkoła z prof. Zbigniewem Mikołejką
: 9 wrz 2013, o 10:06
No i po dwudniowym karnawale, czas wrócić do postnej codzienności .
Nigdy wcześniej nie byłem na Warmii (poza Olsztynem), więc dla mnie było to jak odkrywanie nieznanego lądu.
A przewodnika, wszyscy się zgodzą, mieliśmy doskonałego.
W powszechnej świadomości Warmia nie funkcjonuje osobno. Przylepiono ją na siłę do Mazur (sztuczny konstrukt Warmia i Mazury), aby kojarzyła się z jeziorami, łódką, wędkowaniem, Panem Samochodzikiem i szaleństwem Majki Skowron. A to, okazuje się, "kraina niepamięci", zroszona krwią i boleśnie doświadczona przez historię, ziemia-palimpsest, gdzie jedna kultura zapisywała się na poprzedniej, a obecnie - obszar podlegajacy postępującej degradacji i marginelizacji. Ale dodajmy - niezwykly piękny (zwłaszcza w pełnym słońcu, które świeciło nam nad głowami przez cały weekend). Celem wycieczki, jak mówił Profesor, było przede wszystkim zaszczepienie nam nowego wyobrażenia o tych ziemiach (cel uboczny - zniechęcenie do Mazur ). To tyle wstępnych refleksji (których celem jest wywołanie do tablicy Bianki ).
I jeszcze słówko o części integracyjno-rozrywkowo-towarzyskiej naszej wyprawy. Dzięki temu, że w hotelu odbywało się wesele, musieliśmy sobie poszukać innego miejsca do wieczornych harców. No i szczęśliwie trafiliśmy do gospody o wdzięcznej nazwie "Berta" (podziękowania dla Pana Zbyszka za sprawne wykonanie zwiadu). "Berta" mieściła się w chacie zbudowanej w XIX wieku (czyli mniej więcej wtedy, kiedy urodziła się Ada ) i naprawdę miała niepowtarzalny klimat. W dziesięcioosobowej grupie, która jako ostatnia opuszczała "Bertę" przed 23.00 był oczywiście Profesor (niech ci, którzy mają niewielki plusik po trzydziestce i leżeli już wówczas w łóżkach spłoną chociaż ze wstydu rumieńcem). Niewątpliwy aspekt integracyjno miało również wspólne pchanie autokaru w Lidzbarku , bo wyładował nam się akumulator (ale udało się go w miarę szybko naładować ).
I niestety, na koniec, łyżka dziegciu do tej beczki miodu . Ilekroć wyjeżdżamy na wycieczkę, zawsze jestem dumny z naszej grupy, bo w jakiejkolwiek jedziemy konfiguracji, zawsze tworzymy ekipę kulturalną, inteligentną i sympatyczną. Tym razem jednak, o czym mówię z przykrością, jedna osoba zdecydowanie od poziomu pozostałych uczestników odbiegała. I musieliśmy się za nią wstydzić. . Zastanowię się, jak uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji
Nigdy wcześniej nie byłem na Warmii (poza Olsztynem), więc dla mnie było to jak odkrywanie nieznanego lądu.
A przewodnika, wszyscy się zgodzą, mieliśmy doskonałego.
W powszechnej świadomości Warmia nie funkcjonuje osobno. Przylepiono ją na siłę do Mazur (sztuczny konstrukt Warmia i Mazury), aby kojarzyła się z jeziorami, łódką, wędkowaniem, Panem Samochodzikiem i szaleństwem Majki Skowron. A to, okazuje się, "kraina niepamięci", zroszona krwią i boleśnie doświadczona przez historię, ziemia-palimpsest, gdzie jedna kultura zapisywała się na poprzedniej, a obecnie - obszar podlegajacy postępującej degradacji i marginelizacji. Ale dodajmy - niezwykly piękny (zwłaszcza w pełnym słońcu, które świeciło nam nad głowami przez cały weekend). Celem wycieczki, jak mówił Profesor, było przede wszystkim zaszczepienie nam nowego wyobrażenia o tych ziemiach (cel uboczny - zniechęcenie do Mazur ). To tyle wstępnych refleksji (których celem jest wywołanie do tablicy Bianki ).
I jeszcze słówko o części integracyjno-rozrywkowo-towarzyskiej naszej wyprawy. Dzięki temu, że w hotelu odbywało się wesele, musieliśmy sobie poszukać innego miejsca do wieczornych harców. No i szczęśliwie trafiliśmy do gospody o wdzięcznej nazwie "Berta" (podziękowania dla Pana Zbyszka za sprawne wykonanie zwiadu). "Berta" mieściła się w chacie zbudowanej w XIX wieku (czyli mniej więcej wtedy, kiedy urodziła się Ada ) i naprawdę miała niepowtarzalny klimat. W dziesięcioosobowej grupie, która jako ostatnia opuszczała "Bertę" przed 23.00 był oczywiście Profesor (niech ci, którzy mają niewielki plusik po trzydziestce i leżeli już wówczas w łóżkach spłoną chociaż ze wstydu rumieńcem). Niewątpliwy aspekt integracyjno miało również wspólne pchanie autokaru w Lidzbarku , bo wyładował nam się akumulator (ale udało się go w miarę szybko naładować ).
I niestety, na koniec, łyżka dziegciu do tej beczki miodu . Ilekroć wyjeżdżamy na wycieczkę, zawsze jestem dumny z naszej grupy, bo w jakiejkolwiek jedziemy konfiguracji, zawsze tworzymy ekipę kulturalną, inteligentną i sympatyczną. Tym razem jednak, o czym mówię z przykrością, jedna osoba zdecydowanie od poziomu pozostałych uczestników odbiegała. I musieliśmy się za nią wstydzić. . Zastanowię się, jak uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji