Śmierć Boga?
: 17 gru 2012, o 08:45
Zawsze wydawało mi się, że w wiarę powinno być wpisane zwątpienie, a nie pewność. To zwątpienie w słuszność moich racji otwiera mnie na racje innego, umożliwia porozumienie i dialog. Jeśli mam pewność, będę starał się koniecznie kogoś przekonać i nawrócić, a jeśli wątpię, pozwolę komuś żyć po swojemu, bo może on ma rację, a nie ja?
Ostatnio trafiłem w internecie na wykład ks. Krzysztofa Paczosa, filozofa i teologa mieszkającego o wielu lat we Francji (gdzie jest 2 proc. katolików). I on mówi tak. To wszystko jest nieewidentne. Bóg jest nieewidentny. Zmartwychwstanie Jezusa jest nieewidentne. I bardzo dobrze, mówi, że tak jest, bo wtedy mogę wziąć odpowiedzialność za swoje życie i swoje wybory, mogę stać się dorosły. Wiara jest moim ryzykiem, nikt mnie nie będzie prowadził za rękę. Chciałbym, żeby Bóg istniał, ale nie wiem, czy on rzeczywiście istnieje. Byłem pozytywnie zdumiony, że takie słowa padają z ust księdza katolickiego .
Niektórzy zatrzymają sie w tym wątpieniu w połowie drogi, inni idą jeszcze dalej i pozostaje im już tylko idea boga uniwersalnego, jakiejś bliżej nieokreślonej transcendentnej siły, do której w razie potrzeby można się zwrócić o pomoc, a jeszcze inni dochodzą do kresu i nie zostaje im już nic. Ale najwięcej zapewne jest takich, którzy w ogóle tymi sprawami nie zaprzątają sobie głowy. Im wystarczy wizyta w galerii handlowej, kilka seriali telewizyjnych i od czasu do czasu grill w ogródku u znajomych. Ale chyba z dwojga złego lepsi tacy, co mają pusto w głowie, niż ci, co mają głowy napakowane wielkimi ideami...
Ostatnio trafiłem w internecie na wykład ks. Krzysztofa Paczosa, filozofa i teologa mieszkającego o wielu lat we Francji (gdzie jest 2 proc. katolików). I on mówi tak. To wszystko jest nieewidentne. Bóg jest nieewidentny. Zmartwychwstanie Jezusa jest nieewidentne. I bardzo dobrze, mówi, że tak jest, bo wtedy mogę wziąć odpowiedzialność za swoje życie i swoje wybory, mogę stać się dorosły. Wiara jest moim ryzykiem, nikt mnie nie będzie prowadził za rękę. Chciałbym, żeby Bóg istniał, ale nie wiem, czy on rzeczywiście istnieje. Byłem pozytywnie zdumiony, że takie słowa padają z ust księdza katolickiego .
Niektórzy zatrzymają sie w tym wątpieniu w połowie drogi, inni idą jeszcze dalej i pozostaje im już tylko idea boga uniwersalnego, jakiejś bliżej nieokreślonej transcendentnej siły, do której w razie potrzeby można się zwrócić o pomoc, a jeszcze inni dochodzą do kresu i nie zostaje im już nic. Ale najwięcej zapewne jest takich, którzy w ogóle tymi sprawami nie zaprzątają sobie głowy. Im wystarczy wizyta w galerii handlowej, kilka seriali telewizyjnych i od czasu do czasu grill w ogródku u znajomych. Ale chyba z dwojga złego lepsi tacy, co mają pusto w głowie, niż ci, co mają głowy napakowane wielkimi ideami...