Strona 1 z 1

warsztaty z Mariuszem Żarneckim cd.

: 20 paź 2011, o 12:44
autor: pablo
W nowej grupie warsztatowej (bo ze starej ekipy zostało nas z 6 osób) jest sporo osób utalentowanych aktorsko. Scenki z Japońcami wyszły naprawdę zabawnie :D. Zwlaszcza ubawiły mnie dziewczyny opowiadające o ciuchach ;).
Mariusz jak zwykle zaaplikował nam sporą dawkę gimnastyki i ćwiczeń fonicznych (trochę było tego za dużo moim zdaniem, tę rozgrzewkę można by nieco skrócić).
Była też rzecz jasna Hanka modrooka, która niosła wodę od potoka (ewentualnie Hanka madraaka, ktara niasła wada ad pataka, Henke medreeke, Hinki midriiki itd. :o ) i inne śmieszne tekściki, na których można było sobie połamać język.

Ale zajęcia bardzo dobre. Mariusz jest świetny, fajnie to prowadzi. Na koniec Krzysiek zgłosił propozycję, żeby Mariusz nas bardziej obsztorcowywał i obsobaczał :o . Ja tam osobiście nie przapadam za teatrem okrucieństwa :( , wolę, żeby zostało tak jak jest.

Re: warsztaty z Mariuszem Żarneckim cd.

: 22 lis 2011, o 08:04
autor: pablo
Wczorajsze (21.11) zajęcia z Mariuszem były świetne. Szkoda (i nie szkoda), że było nas tak mało. Nie szkoda, bo dzięki temu, że były tylko cztery "pary aktorskie", mogliśmy więcej czasu poświęcić na analizę poszczególnych scen i ich dopracowanie.
Super zabawa. I bardzo rozwijająca.

Re: warsztaty z Mariuszem Żarneckim cd.

: 6 gru 2011, o 11:56
autor: pablo
Im robi się ciekawiej, tym mniejsza frekwencja na zajęciach. Dziwna prawidłowość :o.
Pracowaliśmy wczoraj na tekście Marka Kochana "Tatanki" (tekst dotarł do finału tegorocznej Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej). To historia mężczyzny (Alberta), którego nawiedzają trudne i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa.
Mariusz obsadził mnie w roli Alberta, niestety :?. Przed dwie godziny byłem zewsząd atakowany i mieszany z błotem - przez apodyktyczną matkę, emocjonalną manipulatorkę, ojca - typ psychopatycznego macho, babcię (chociaż babcię była miła ;) ), kolegę cwaniaczka-chwalipiętę, chama-szefa i dziadka-upierdliwego pierdołę.
Mniej więcej co 15 minut ktoś się nade mną litował i pytał, czy nie mam dość. Ale na niby dało się to znieść.