Strona 1 z 1

Wykład prof. Marka Kordosa

: 12 maja 2010, o 08:10
autor: pablo
To, że morze i lotnictwo rozpalało wyobraźnię Polaków przed wojną, to wiedziałem (o polityce morskiej opowiadała nam niezwykle ciekawie prof. Małgorzata Omilanowska). Ale że podobne emocje wywoływała matematyka?

Wygląda na to, że rozwój nauk matematycznych jest kluczem do rozwoju cywilizacyjnego (wiedziałem o tym, ale jako humanista się przed tą prawdą nieco wzbraniałem). W związku z tym matura z matematyki, którą są w stanie zdać gimnazjaliści (patrz: eksperyment "GW"), raczej nie gwarantuje nam świetlanej przyszłości. My mamy tradycję, a inni wysokie technologie, świetne samochody, komórki, promy kosmiczne, komputery i maszyny (patrz: prof. Krasnodębski, podpora intelektualna PiS).
I tak już chyba zostanie... Niestety.

I oczywiście jestem pod wielkim wrażeniem erudycji Profesora. :shock:

Re: Wykład prof. Marka Kordosa

: 12 maja 2010, o 09:12
autor: magladena
Mnie potwierdziła się teoria, że tzw. umysły ścisłe są otwarte na każdą dziedzinę wiedzy i ekspresji.
Większość "humanistów" niestety unika jak ognia zadań umysłowych, innego niż wyuczony, kalibru zapominając definicji słowa, którym się określają.
Dobrze, że jest A30+ - tu można odetchnąć ;)

Re: Wykład prof. Marka Kordosa

: 12 maja 2010, o 09:37
autor: pablo
Ciekawe, że ignorancja matematyczna nie jest niczym wstydliwym. Można się wręcz obnosić z tym, że nie umie się wykonać prostego rachunku. A nikt nie chwali się tym, że nie umie poprawnie pisać czy mówić po polsku. Ot, zagadka.
Ja niestety miałem kiepską nauczycielkę matematyki w szkole średniej. Ale maturę napisałem samodzielnie, i to na czwórkę, z której jestem bardzo dumny (rok harówki na korepetycjach).
Pamiętam, że raz przyszedł do nas na zastępstwo inny matematyk. Nie kazał nam liczyć zadań, tylko opowiadał o matematyce jako pewnym sposobie patrzenia na rzeczywistość. Moja klasa, składająca się w większości z matematycznych matołów, siedziała przez godzinę z rozdziawionymi gębami...

Re: Wykład prof. Marka Kordosa

: 12 maja 2010, o 11:17
autor: bianka
Jakiś czas temu ruszyła w mediach kampania reklamowa promująca matematykę.
Nie wiem, jak Was, ale mnie rozbawiła naiwnością, zwłaszcza ten spot o liściach... o co tam chodziło? (a w spocie żeglarskim pominięto istotną zmienną)

Zaś matura z matematyki mnie nie zdziwiła. Od lat poziom tego egzaminu jest obniżany - żeby studiowć w Wyższej Szkole Zarządzania Czymkolwiek w Koziej Wólce, (lub w Akademii Paznokcia :lol: ) trzeba mieć maturę - dzięki temu jesteśmy coraz lepiej wykształceni, krzywa rośnie :oops: .

Wykład był fantastyczny!

Re: Wykład prof. Marka Kordosa

: 12 maja 2010, o 11:45
autor: rete
Pamietam jak przed laty moja ciotka, która zdawała maturę niedługo przed wojną, nie mogła się nadziwić mojemu utyskiwaniu na matmę i fizykę - że niec z tego nie umiem. Ciotka umiała! Twierdziła, że nauczyła się tego w szkole. Dziś tak sobie myślę, że może miala szczęście - trafiła na czas międzywojennej fascynacji morzem, awiacją i matematyką ;)

Wykład, którego słuchało się z przyjemnością (z prawdziwą przyjemnością!), odrył mi, że matematyka może być orężem w słusznej sprawie (Włosi) i narzędziem politycznym. A przecież dla wielu jest przede wszystkim narzędziem tortur (matematyka - na psa urok - szkolna).

I pytanie-reflaksja: czy Akademia 30+ nie wyrasta z myślenia matematycznego?

Ogromne uznanie dla Pana Profesora!

Re: Wykład prof. Marka Kordosa

: 12 maja 2010, o 11:51
autor: magladena
Profesor wspomniał, że to nie sama dziedzina jest winna swojej niepopularności, lecz sposób nauczania.
Może to chytry sposób na elitarność.

Re: Wykład prof. Marka Kordosa

: 13 maja 2010, o 10:00
autor: Anna
pablo pisze:Ciekawe, że ignorancja matematyczna nie jest niczym wstydliwym. Można się wręcz obnosić z tym, że nie umie się wykonać prostego rachunku. A nikt nie chwali się tym, że nie umie poprawnie pisać czy mówić po polsku. Ot, zagadka.
Wszędzie spotykam osoby, które niemal chełpią się swoją nieznajomością matematyki, gubią się jak mają obliczyć procent kredytu albo ile powinni dostać reszty w sklepie.Ostatnio na odwrocie paragonu obliczałam pani w kasie wielkiego supermarketu ile powinna mi odjąć z naliczonej sumy, bo sama bez swojej wielkiej samoliczącej maszyny nie była w stanie wykonać prostego odejmowania. A jak jej podawałam "w rozumie" obliczoną wartość , patrzyła na mnie oczami, które śmiało mogłyby konkurować ze spodkami. Dopiero wypisany czarno na białym słupek : naliczona suma - mylna cena + właściwa cena = moja należność, przekonał ją na tyle , że oddała mi pieniądze. Nie wiem jednak czy ją przekonałam :) nic poza pieniędzmi w portfelu na to nie wskazywało. A sukces osiągnęłam, jestem przekonana, dzięki wydłużonej, sarkającej kolejce.
Ja niestety miałem kiepską nauczycielkę matematyki w szkole średniej. Ale maturę napisałem samodzielnie, i to na czwórkę, z której jestem bardzo dumny (rok harówki na korepetycjach).
Pamiętam, że raz przyszedł do nas na zastępstwo inny matematyk. Nie kazał nam liczyć zadań, tylko opowiadał o matematyce jako pewnym sposobie patrzenia na rzeczywistość. Moja klasa, składająca się w większości z matematycznych matołów, siedziała przez godzinę z rozdziawionymi gębami...
Pod tymi słowami też mogłabym się podpisać niemal bez zmian.
Na kilka miesięcy przed maturą , nasz uroczy skądinąd matematyk, doszedł do wniosku, że 60 % klasy nie da rady zdać matury. Sprowadził nam na pomoc swojego byłego ucznia a wtedy asystenta na PG, który od lutego do kwietnia przychodził do nas do szkoły na polekcyjne korepetycje zbiorowe. W te 3 miesiące nauczył nas matematyki z zakresu programu liceum. Wtedy okazało się, że matematyka nie tylko nie jest trudna, ale może być nawet przyjemna. Do dziś został mi żal, że przez cały okres edukacji szkolnej nie trafił mi się taki nauczyciel, że żyłam w przekonaniu, że matematyka nie jest moją mocną stroną. :!:

A wracając do wykładu... Wspaniały był, powinni go wysłuchać nasi decydenci. Może coś by drgnęło.... ;) I wielka szkoda, że frekwencja nie dopisała; niech żałują ci , którzy nie przyszli. Potwierdza się zakorzenione w społeczeństwie przekonanie, że matematyka jest nieciekawa, trudna i w ogóle, po co nam ona.
A reklama zachęcająca do matematyki, jaka by nie była, mam nadzieję, poruszy coś w umysłach młodzieży na tyle, że zaczną widzieć to, czego nie widzą ich rodzice; dostrzegą w niej swoją szansę.